WŁOS NA ŚCIERCE

Czasem wstępuje w człowieka niezidentyfikowana siła, która każe mu umyć okna o dziesiątej w nocy. Albo wyszorować lodówkę, ale tak na porządnie z rozmrożeniem zamrażarki. Dziwne to bardzo, szczególnie, jeśli nie ma się w zwyczaju tego typu reform, a całą swoją naturą skłania ku domowej anarchii. Niemniej jednak warto tego doświadczyć, bo to prawie jakby obcowało się z jakąś szemraną energią.

Leżysz, leżysz, aż tu nagle ktoś szepcze Ci do ucha: domestos.

W taki sposób, że mimo rozkwitającej, wolnej soboty jesteś w stanie zerwać się na równe nogi i krokiem sarenki wyruszyć po nowy zestaw ścierek, kolorową kostkę do toalety i odświeżacz powietrza. Nie straszne ci kociaki pod łóżkiem, pojemnik z resztkami obiadu, ani zaschnięta, ale mimo to lepiąca się plama. Nie boisz się zdecydowanym ruchem opróżnić szafy z ubrań, bo wiesz, że nagrodą za ich ułożenie, będzie przylepienie na bocznej ściance pachnącej poziomkowej saszetki.

Pomykasz na czworakach pomiędzy krzesłami i odkrywasz rzeczywisty kolor przypodłogowych listew. Czujesz się naprawdę w formie, więc na deser układasz kolorystycznie książki zaczynając od najmodniejszego w tym sezonie PANTONE 18-3838.

A potem siadasz, patrzysz na to wszystko i napawasz się dumą. Zaprzysięgasz regularne zmywanie naczyń i sumienne zraszanie kwiatów. Bierzesz głęboki oddech, a twoje nozdrza wypełnia rozpylony wcześniej zapach świeżego prania. Żyć nie umierać. Dopóki znowu nie zabraknie czystych łyżeczek i trzeba będzie zamieszać kawę widelcem.

Wyniesiony z domu rytuał sprzątania w soboty skrzywił nas nieodwracalnie. Z jednej strony chce się trochę odsapnąć, odegrać scenę balkonową – wyjść na loggie i z kubkiem w ręku teatralnie rozłożyć ramiona do słońca. Ale z drugiej nie można, tradycja przecież zobowiązuje. Więc robi się kawę, dla tła włącza telewizor i z grymasem na czole odnosi rzeczy na miejsce. Głowa boli na samą myśl o zmywaniu kubków, więc na początek zalewa się je gorącą wodą, żeby przyschnięte kropelki w spokoju mogły odtajać. Można wtedy na chwilkę usiąść, zamyślić się nad bezsensem istnienia i brutalnie okrągłym kołem życia. W skupieniu rozważyć zakup jednorazowej porcelany, albo pomarzyć o diecie pudełkowej.

Zaraz potem trzeba jednak wstać, spróbować być dzielną i opróżnić pralkę. W rozwieszaniu pachnącego prania najgorsza jest świadomość łączenia w pary suszących się skarpetek. Trzeba się skupić, zapamiętać wzory i wodzić oczami w tę i z powrotem. Niejednokrotnie skarpetki lubią zrobić człowieka w balona i wyprać się solo. Wtedy szuka się tej drugiej jak złotego pociągu – z jednej strony z wiarą, a z drugiej ze świadomością jej bezpowrotnego odejścia. Kiedy wszystko trafi na swoje miejsce pora na ceremonię zamiany wody w wodę z miarką płynu uniwersalnego.

Trzeba wszystko odkurzyć – porządnie, albo mniej porządnie, zależy od nastroju.

Techniki są dwie, albo zdejmuje się wazoniki, serwetki i ozdobne ramki, albo sprawnie objeżdża je dookoła.

Doskonale wiadomo, że dużo szybciej jest je zdjąć, ale czasem po prostu nie ma na to wystarczająco dużo siły. Szczególnym utrapieniem jest włos. Ten który przykleja się do ścierki i zamiata wszystkie czyszczone powierzchnie.

Po kilku godzinach dom wygląda na ogarnięty, ale nie wypucowany. Trochę to smutne, bo nikt nie wie jakim to ogarnięcie odbyło się kosztem. Właściwie to patrząc na to wszystko na chłodno – można było sobie odpuścić. Odpocząć, zjeść coś dobrego, albo po prostu wyjść z domu, jeśli bałagan za bardzo raził w oczy. No ale nie. Od babki prababki wiadomo, że sobota jest sprzątająca. Trudno będzie się z tego wyzwolić.

Córek tylko szkoda.


Tekst: Katarzyna Wróbel

Zdjęcia: Beata Stańska