TO NIE TEN ETAP

Któregoś dnia dotarłam na koniec Internetu i znalazłam zdanie perełkę: Jestem w tym dziwnym wieku, kiedy połowa moich znajomych zakłada rodziny, a druga połowa jest tak pijana, że nie wie jak trafić do domu. Nic dodać, nic ująć. Metrykalnie dzielą nas miesiące, w rzeczywistości bywa, że dzielą i lata.

Dojrzewamy w różnym tempie. Podczas, gdy jedni są gotowi na zakładanie rodziny, inni oblizują mleko spod nosa.

Świadomość, że jest się dorosłym spada na człowieka znienacka. Czasem wystarczy wyprowadzić się od rodziców i doświadczyć niespodziewanego brak papieru toaletowego, czasem trzeba poczekać, aż nowe gąbki do mycia naczyń zaczną sprawiać szczerą radość. Dorosłość to moment, kiedy w miejsce męczącej nudy wchodzi beztroskie szczęście z  nicnierobienia. Kiedy doborem outfit’u bezczelnie zaczyna dyrygować pogoda. Właściwie nie wiadomo, kiedy to wszystko się zaczyna i jak długo trwa. Niektórzy przecież wcale nie czują się dojrzale mimo, że widać u nich odrost dorosłości.

Znam dziewczyny, które chodzą do sklepów dziecięcych dla sportu. Tak żeby podotykać mięciutkie, małe ubranka. Nie mają co prawda dla kogo kupować, ale oczami wyobraźni widzą już uślinione śpiochy z szałowym w tym sezonie motywem liścia. Znam też takie, które nie bardzo chcą orientować się w dziecięcych trendach, choć etap ich życia może sugerować  stertę zachomikowanych worków z przechodzonymi ciuszkami.

Znam takie, które co weekend meldują się na parkiecie i takie, które odnalazły szczęście w doglądaniu gotujących się gołąbków.

Takie, które uparcie dążą do pełnego etatu  i te, które od pracy oczekują spełnienia marzeń. Dziewczyny, które mówią co myślą i które oszczędnie odważają słowa. To naprawdę szalone, że te wszystkie kobiety na totalnie innych etapach życia dzielą ze sobą świat i stolik w kawiarni.

Jeszcze bardziej szalone jest to, że życie łączą w ten sposób z mężczyznami. Bo gdyby spojrzeć na to wszystko z boku to  wymiary, z których pochodzą dzielą co najmniej lata świetlne. Jedni modlą się by przypadkiem nie spłodzić syna, drudzy wybrali już drzewo do zasadzenia. Jeszcze inni chcą wycisnąć życie jak cytrynę, podczas gdy ich koledzy mają ochotę co najwyżej na kilka kropel do herbaty. Trudno to wszystko skutecznie pogodzić, nie często się przecież zdarza żeby trafił swój na swego. A jeśli trafi się na kosmitę, co zresztą jest bardziej niż pewne, to co wtedy? Kupić rozmówki polsko-marsjańskie? Wysłać z powrotem w kosmos?

Priorytety się zmieniają, ale trudno zaplanować te zmiany w czasie. Ludzie wokół podejmują mnóstwo decyzji, które prowokują u innych poczucie trwania w jakimś systemie i realizowanie zadań powszechnie nazywanych koleją rzeczy. Jedni biorą śluby, inni kredyty, jeszcze inni dostają awanse, a kolejni rzucają pracę i zaczynają życie od nowa.

Może się przez to wydawać, że na każdy z tych etapów przypadają widełki czasu. Że w danym wieku coś wypada, że rytm życia wymaga postawienie jakiegoś kroku.

Ale co jeśli niekoniecznie jesteśmy na taki krok gotowi?

Razem z wejściem w dorosłość, poczucie dysonansu ciągnie się za nami jak ogon. Czy po czterdziestce warto zaczynać naukę angielskiego, czy ciąża na studiach to aby nie za wcześnie, czy wręczenie wypowiedzenia po wielu latach stabilnej pracy to nie nonszalancja.

Ale najgorsze co można zrobić to pozwolić sobie na poczucie, że ma się ochotę na coś nieadekwatnego do wieku.

Że jest się na nieodpowiednim etapie do podjęcia lub zaniechania jakiegoś kroku. Etapy liczyły się w Mario, u nas powinno liczyć się szczęście.


Tekst: Katarzyna Wróbel

Zdjęcie: Gabriela Marciniak