Magda jest ze swoim chłopakiem pięć lat. Dosyć wcześnie przestali ze sobą chodzić i zdecydowali się zamieszkać. Trochę dla wygody, trochę pod wpływem miłości. Któregoś razu Magda dostała od przyszłej teściowej ręcznie wydziergany obraz świętej rodziny do powieszenia – tradycyjnie rzecz jasna – nad łóżkiem. Pomysł średni nie ze względu na design, a raczej na formalności. Na ślub jakoś za wcześnie, za wcześnie też na otwarte rozmowy o seksie. Obraz póki co stoi frontem do ściany. Głupio przecież, żeby Matka Boska musiała na to wszystko patrzeć.
Z seksem jest tak, że niby jest, ale go nie ma. Trochę jak Internet i jak mięso w parówkach.
Z tym że seks w wielu środowiskach funkcjonuje na zasadzie tajemnicy poliszynela. Szczególnie w świeżych, niezaobrączkowanych i bezdzietnych jeszcze związkach. Szczególnie jeśli w niedzielę przed obiadem ma się w zwyczaju spacer do kościoła. Jest taki program telewizyjny dedykowany kobietom, gdzie znana wszystkim stylistka zmienia życie uczestniczek. Jednego odcinka do atelier przyszła ładna dziewczyna przed trzydziestką. Program musi mieć oglądalność i wydźwięk toteż padło pytanie o partnera i seks. Kandydatka na to, że partner owszem i to na stałe, ale z seksem póki co wstrzemięźliwie. Trochę się zmieszała, trochę rozbawiła, a trzecie oko każdej kobiety przed telewizorem zdiagnozowało problem. Zdiagnozowała go też sama prowadząca – uprawiają i to dużo tylko, że bez ślubu, a że mama na pewno będzie oglądać premierę i wszystkie zaplanowane powtórki, więc lepiej nie mówić. Ale powiedzieli, wyemitowali i się wydało.
Seks funkcjonuje w naszej kulturze jak daleki krewny wstydu, a może nawet zalążek niemoralności. Pewnie dlatego, że tym naszym folklorem rządzi trochę religia, a trochę hipokryzja.
Zgrzyt między tym co sakrum, a tym co profanum doprowadziło nas do momentu, kiedy oglądając ostrą scenę łóżkową w towarzystwie rodziny, zażenowanie paruje i osiada na meblach. Aż wreszcie razem ze sceną poranka przychodzi błogie uczucie ulgi, o ile ktoś wcześniej nie odważy się poderwać pilota i zmienić kanału.
Seks jest społecznie nieoswojony, tak jak nieoswojona jest seksualna terminologia. Siłą rzeczy tak już zostaliśmy nauczeni, żeby się krępować, albo omijać temat szerokim łukiem.
Na nasze potrzeby spopularyzowało się też słowo TO, które łatwiej się wymawia i nie brzmi tak pieprznie jak to drugie na S.
Chociaż jakby się temu głębiej przyjrzeć, może ten wstyd to wcale nie kwestia kultury, ale tego, że jest się wtedy nago, a mózg to jakoś wszystko łączy i wysyła rumieniec do policzków. Może z naszą kulturą jest wszystko w normie i to kwestia biologii. Ale z drugiej strony, co jeśli ubrań się nie zrzuca, wtedy wstydu powinno nie być, a przecież w kwestii pruderii to chyba jeszcze gorzej.
Dla bezpieczeństwa ogółu lepiej przemilczeć temat, jednocześnie akceptując fakty. Okazyjnie wieszać obraz świętej rodziny nad łóżkiem, oczywiście na specjalne plastry, które przy zdejmowaniu nie brudzą ścian. Życie zaskakująco często wymaga od nas poświęceń, bywa, że i ofiar. Na szczęście daje w zamian przyjaciółki. I przyciemniające rolety.
Tekst: Katarzyna Wróbel