PANI DO SPRZĄTANIA

„Uważam, że sama powinnam zajmować się swoim domem, skoro mam zdrowe ręce i nogi”, „W dupie mi się jeszcze nie poprzewracało”, „Chętnie skorzystałabym z pomocy pani sprzątającej, ale siedzę z dzieckiem w domu i byłoby mi głupio”, „Korzystam z takiej pomocy i nie wiem, co musiałoby się stać, żebym musiała z niej zrezygnować” . To komentarze, które najczęściej padały w wątku o pomocy domowej, który poruszyłam na grupie POZAMIATANE. Panie, które wzięły udział w dyskusji wyraźnie podzieliły się na trzy obozy: na te, które absolutnie nie widzą możliwości wpuszczenia obcej osoby do domu; te, które wciąż są niezdecydowane – chciałyby, ale się boją; oraz te, które z takiego rozwiązania korzystają i są bardzo zadowolone.

NIKT NIE POSPRZĄTA LEPIEJ ODE MNIE

Dyskomfort, że ktoś kręci się po Twoim mieszkaniu i dotyka Twoich rzeczy to jeden z najczęściej podawanych powodów niechęci do posiadania pomocy domowej. A także problem z zaufaniem – tyle się słyszy o nieuczciwych osobach sprzątających, że ostatecznie, gdyby już decydować się na pomoc z zewnątrz, musiałaby to być osoba polecona przez znajomych albo rodzinę. Drugi, dość często przytaczany w tego typu dyskusjach argument, to: nie stać mnie. Średnia stawka osób sprzątających w Polsce to od 20 – 50 zł za godzinę. Biorąc pod uwagę gruntowne, kilkugodzinne porządki trzeba się liczyć z jednorazowym wydatkiem rzędu kilkuset złotych za usługę.

Wśród głosów na nie, pojawia się jeszcze jedna kwestia: „czułabym się źle, wiedząc, że inna kobieta sprząta za mnie mój bałagan’…

NIE ZNOSZĘ SPRZĄTAĆ, A LUBIĘ MIEĆ CZYSTO

Głosów za zatrudnianiem pomocy domowej w dyskusji pojawia się jednak całkiem sporo: „Nie po to haruję od poniedziałku do piątku, żeby w weekend pracować jeszcze w domu”; „Uwielbiam ten moment, kiedy wracam z pracy, a dom jest czysty i pachnący”, „Wolę zapłacić za sprzątanie, a czas, który miałabym wykorzystać na ogarnianie domu, przeznaczyć na inne, rozwijające mnie aktywności”. Trudno się z tymi wypowiedziami nie zgodzić, szczególnie jeśli sprzątanie jest dla kogoś przykrym obowiązkiem. A koszty? Te – w przypadku płynności finansowej – łatwo można wytłumaczyć. Bardziej martwiłabym się o komentarze rodziny i znajomych, uznających takie działania za fanaberie.

O te ostatnie nie martwią się w ogóle panie mieszkające za granicą: „W Singapurze prawie każdy ma pomoc domową i jest to zupełnie normalne”; „Wyrzuty sumienia? Przecież daję zarobek i pracę innym osobom”. Podobnie myślą też główne zainteresowane, czyli pomoce domowe. Panie, które trudnią się tym zajęciem odpowiadają, że traktują swoją pracę, jak każdą inną – wykonują ją najlepiej jak potrafią, . Jeśli tylko klienci traktują je z szacunkiem, nie widzą podstaw, by czuć się od kogokolwiek gorsze: „To ciężka praca, ale daje dużo radości, szczególnie kiedy widzisz zadowolonych klientów”.

I pomimo że aktualnie wiele gospodarstw domowych decyduje się na mniej lub bardziej regularną pomoc kogoś z zewnątrz, posiadanie „przyjaciółki domu” wciąż kojarzy się z pewnym luksusem. Pozostaje zatem pytanie: czy wychowane w duchu bycia idealną gospodynią domową, pomoc obcej osoby traktujemy jednoznacznie z byciem słabszą i gorszą panią domu? Boimy się tego, co pomyślą o nas inni? A może faktycznie szkoda nam pieniędzy na coś, co możemy zrobić same?

Jak to z nami jest?


Tekst: Magdalena Kostyszyn

Zdjęcie: Unsplash