Na raz.
Na jeden raz zje cebulę, choć ze wszystkich warzyw na świecie, najmniej lubi jej smak. Nie pójdzie do ginekologa. Odmówi sobie przyjemności czytania kolorowych pism, a także przestanie interesować się sprawami świata. W ramach umartwienia. I dążenia do świętości.
Siostra zakonna.
Znaki szczególne: spuszczone oczy, skulona sylwetka. A także: brak własnego głosu, brak przywilejów, przezroczystość dla świata. Padnij siostro do stóp, idzie Twoja przełożona.
„(…) Najlepiej, żeby spała w sali zaryglowanej od zewnątrz. Bez poduszki, pościeli, leżąc na wznak z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Koc zaciągnięty pod brodę, nogi prosto. Gdyby jednak obudziła się w innej pozycji, powinna wyznać to wspólnocie podczas codziennych aktów i przyjąć pokutę.
Siostrom nie wolno posiadać jakichkolwiek dóbr, własnych pieniędzy, innych ubrań niż habit. O wszystko trzeba poprosić – o bieliznę, wyjście na spacer, zgodę na przeczytanie książki”.
Tak swoją posługę w zakonie wspominają siostry, przebywające w klasztorach w latach 50. Jak donosi jednak Marta Abramowicz, autorka reportażu „Zakonnice odchodzą po cichu” – nie wszystkie zakony w Polsce dostosowały się do postulatów II Soboru Watykańskiego, który nakazywał dążenie do współczesności, modernizację dotychczasowych reguł oraz pojednanie z Bogiem oparte w mniejszym stopniu na ślepym posłuszeństwie, w większym na bliskości z własnym sumieniem. Reporterka odnalazła, a potem przeprowadziła rozmowy z 20. byłymi siostrami zakonnymi, które uchyliły jej rąbka swojej czarnej ex-spódnicy, opowiadając o świecie, który wymyka się spod powszechnie znanej definicji wolności.
Joanna i Magdalena w klasztorze zrozumieją, że do końca życia chcą dzielić tę samą poduszkę. Dorota, że trwanie w absolutnym posłuszeństwie i umartwieniu, nie zbliżą jej do Boga. Iwona, dziewczyna, która w młodości podpalała śmietniki, przekona się, że zakon łamie charakter i nie wychodzi się z niego tym samym człowiekiem. Wszystkie zasmakują: upokorzenia i braku zrozumienia. Niektóre: popadną w depresję i będą miały myśli samobójcze. Tysiące z nich: nie odważy się wystąpić w tej książce nigdy, do końca niosąc wierność i lojalność instytucji, która zniszczyła im przyszłość. Jeszcze inne: będą na językach swoich małych miejscowości na równi z byłymi więźniami. Albo trochę pod nimi.
Marta Abramowicz bierze na warsztat temat, który pali i mrozi jednocześnie. Zanurza się w świat, na co dzień niedostępny dla oczu zwykłych śmiertelników. Bez oceniania przedstawia realia życia w zamkniętych polskich klasztorach, którym daleko do zreformowanych zachodnich odpowiedników.
Jest to lektura wstrząsająca. Świetnie napisana (jestem fanką konstrukcji tego reportażu, języka autorki, pomysłu na rozwinięcie tematu. Trzymam właśnie w rękach wydanie specjalne, wzbogacone o część poświęconą temu, co wydarzyło się od czasu pierwszego wydania książki w 2016 roku. Część, która mówi wiele o reakcjach na tę publikację i prowokuje do zadania sobie pytania: dlaczego. Dlaczego uznaje się, że 20. byłych zakonnic to za mało, by móc rozmawiać o stanie polskich zakonów). Lektura, która daje głos tym, którym go zabrano. I historiom, które nie zdarzyły się „kiedyś” i „gdzieś”, ale są prawdopodobnie okrutną normą.
Polecam!