„Pewnej jesieni siedzę w za dużej piżamie z mężem w łóżku, gapimy się w kupiony za hajs od rodziców 40-calowy telewizor i oglądamy seriale (…) I nie ma co liczyć na jakikolwiek seks: nie dość że od kilku lat pierdzimy razem w łóżku, a romantyzm umarł na drugiej randce, to jeszcze mąż zwyczajnie nie umie w seks. Ale bardzo go kocham i jest git. Kto w sumie potrzebuje tego przereklamowanego seksu…” – zaczęło się naprawdę dobrze.
Niestety, gdybym miała oceniać książkę po liczbie zakreślonych cytatów i fragmentów, 50 twarzy Tindera uplasowałoby się na stosie ostatnio przeczytanych książek gdzieś hen, daleko na dole.
A mogło być tak fajnie
50 twarzy Tindera Joanny Jędrusik to książka o tym, co najpopularniejsza aplikacja randkowa na świecie daje, albo może raczej: co ludziom odbiera. Bo, jak okazuje się z lektury tej pozycji – poza setkami miłosnych uniesień, Tinder przynosi też pustkę, osamotnienie i bezsens życia… Joanna Jędrusik z tylko sobie znaną wprawą przeprowadza nas przez meandry rzeczywistości opartej na przypadkowym, jednorazowym, a także niezobowiązująco regularnym seksie; opowiada o przygodach swoich, lub swoich bliskich; klasyfikuje kochanków według klucza: „polecam allegrowicza” oraz „tych typów unikaj”… Zatrzymała mnie na dłużej relacja z bardzo zajętym gościem, z którym główna bohaterka pojechała do Krakowa oraz historia chłopaka, któremu umarła matka. To by było na tyle. Trochę mało, jak na książkę, która liczy ponad 200 stron.
Prawda jest niestety taka, że strasznie męczyło mnie czytanie 50 twarzy Tindera. Irytował mnie język Jędrusik i brak zdecydowania na formę – czy jest to fikcja, mini reportaż, pamiętnik czy może jednak poradnik (co jakiś czas autorka wjeżdżała z tonem mentorskim, rzucając czytelniczkom ostrzeżenia, dot. np. gwałtu, co strasznie mnie – czytającą wybijało z rytmu). Ogólnie rzecz biorąc trochę nie wiem, po co taka pozycja powstała, a trochę po prostu nie jestem chyba w targecie, co rusz, myśląc o przeczytanym właśnie fragmencie w kontekście „ja bym tak nie mogła”.
Jeśli miałabym wskazać jedną rzecz, która w lekturze Jędrusik w ogóle mi się podobała, byłaby to na pewno próba oswajania czytelników, społeczeństwa z tematyką seksu – z tym, że kobiety też mają prawo mówić o nim głośno i wyraźnie. Że skończyły się czasy, w których aktywną seksualnie dziewczynę obrzuca się obelgami. Więc za walor poznawczy mały plusik ode mnie.
Więcej zalet publikacji nie dostrzegam.
Przesuwam kciukiem w lewo. Bez szansy na „match”.
Sorry, Joanno.
OPINIE CZYTELNICZEK NIEPOCZYTALNEGO KLUBU KSIĄŻKI CHPD:
- JAGOO PEPPERMINT: „Czuję się trochę oszukana po przeczytaniu kilku zdań zachęcających na okładce, jestem zawiedziona treścią i historiami, z którymi przyszło mi się zapoznać. Często potocznie mówimy: „co się zobaczyło, już się nie odzobaczy”. Książki pobudzają wyobraźnię. Moja po przeczytaniu tej pozycji z pewnością delikatnie ucierpiała”.
- JUNKO CZYTA: „Nie wiem o czym właściwie jest ta książka. Coś tam niby o randkach, dla mnie jednak głównie jest to monolog osoby, która określa się jako lewaczkę, a jednak nie raz wyraża swoją pogardę wobec innych, niżej postawionych, być może gorzej wyedukowanych”.
- MARTA: „Czytałam i podobała mi się. Napisana dobrym stylem, dla mnie interesująca. Pamiętam, że się zdziwiłam, bo jakoś byłam niechętnie nastawiona i zaskoczyło mnie, że jest ok”.