Nie wiem, jak to możliwe, że Kobiecość to syf i kropka, książka, która została wydana w 2017 roku umknęła mojej uwadze, ale było to z mojej strony bardzo duże niedopatrzenie. Powiedzieć o tej pozycji, że od pierwszych stron zabija ironią i sarkazmem, to jak nie powiedzieć o niej nic.
Elwira dała macicy tak, jak się daje dupy. Szybko, bez zbędnych refleksji.
Frau Wolf (kimkolwiek jesteś, wiedz, że już się lubimy) stworzyła powieść psychologiczną o kobietach. O tym, jak macica zastąpiła niektórym zwoje mózgowe. O tym, jak wielkiej presji jesteśmy poddawane ze strony matek, partnerów, koleżanek, przełożonych, samych siebie. O tym, że za bycie kobietą płaci się gorszą pensją, niepoważnym traktowaniem, albo chociaż pękniętym kroczem.
Autorka opowiada o losach czterech koleżanek: Andżeliki, Judyty, Magdy i Haliny – które wydawać by się mogło, dzieli wiele. Prawda jest jednak taka, że od kiedy postanowiły zejść z trzepaka i weszły w dorosłość, w ich wspólnych życiorysach nie zmieniło się zupełnie nic. Dla świata są nadal małymi dziewczynkami, które marzą o jednym, to jest: o domu, bogatym mężu, dzieciach i patelni z nieprzywierającą powierzchnią. Główne bohaterki są jedynie kukłami, tłem do szerszej dyskusji odnośnie kobiecości w ogóle – ujętej w kontekst społeczny, państwowy, polityczny.
Drzwi stuknęły i wszedł Andriej (…) Nucił i wtedy, gdy robił jej śniadanie, i wówczas gdy przynosił plastikowe worki, by się spakowała i wyprowadziła. To jego radosne nucenie było mylące.
Dzieło Wolf to obraz kobiet, które poległy u stóp swoich mężów, umarły w swej bezdzietnej kobiecości w oczach matek, albo przegrały życie jako singielki. Ale to też obraz kobiet, które wciąż walczą „plując na ołtarz macierzyństwa, lejąc na niego krwią menstruacyjną, moczem niedającym oznak ciąży”. I tych skażonych dziećmi, w wersji nie z kocykiem minky, a z żylakami odbytu, pokrojonymi brzuchami i zranionymi sutkami. Nie kobiety rakiety, a kobiety drób domowy: kaczki, kury, gęsi. Udomowione i zniewolone. Mężczyźni, to w narracji Frau Wolf głównie Ci, którzy najchętniej towarzyszą przy tworzeniu dzieci, a potem to już niekoniecznie. Choć żeby nie było tak zero-jedynkowo, to też inteligentni, otwarci na świat panowie, którzy służą kobietom za życiowy drogowskaz.
Szczerze jestem zdziwiona, że w sieci jest tak mało recenzji tej książki. A jeżeli już pojawia się o niej jakaś wzmianka, to raczej w bardziej negatywnym, niż pozytywnym tonie. Owszem, można się w tę książkę nie wkręcić, zniechęcając zatrważającym natężeniem kpiny na centymetr kwadratowy. Można nawet nie polubić tego języka a’la Elfriede Jelinek albo miejscami pokusić się o takie określenia, jak bełkot. Ale żeby skreślać tę książkę, uważać za mało wartościową? Ja się na to nie godzę.
Kobiecość to syf i kropka. Polecam Waszej uwadze!