Głosem osób niedowidzących i niewidomych, pyta Maria Reimann w swoim szkicu „Nie przywitam się z Państwem na ulicy”, próbując zestawić własną niepełnosprawność (niedowidzenie) z historiami kobiet chorych na Zespół Turnera.
„Kiedy mówię: jestem osobą niedowidzącą”, mówię bardzo wiele różnych rzeczy. Pani Agacie mówię: „czy mogłaby mi Pani pomóc? Trudno mi będzie trafić pod wskazany adres”, (…) ludziom, z którymi jestem na szkoleniach, mówię: „proszę zrozumieć, nie odwzajemnię uśmiechu osoby będącej dalej niż metr ode mnie”.
Każdy coś ma. Jedni są nieśmiali, drudzy przemądrzali, a jeszcze inni mają uszkodzony nerw wzrokowy, albo metr czterdzieści wzrostu. Reimann o niepełnosprawności chce mówić szczerze, otwarcie, z dala od wywoływania litości i jechania przez życie na taryfie ulgowej. Spotkania z bohaterkami książki – kobietami zmagającymi się z Zespołem Turnera są dla niej pretekstem do rozważań o tym, kiedy powstaje niepełnosprawność, czym różni się od niesprawności i czy niepełnosprawnym się jest, czy tylko bywa? („Niedowidząca – tak. Ale czy niepełnosprawna?”).
Czasem osoby, które niedawno mnie poznały, chcą mi pomagać w rzeczach, w których nie potrzebuję pomocy. Ostrzegają, że przede mną drzewo, pytają czy nałożyć mi zupy na talerz. Trochę mnie to śmieszy, ale przede wszystkim wzrusza.
Autorka uprzedza, że książka jest publikacją niespójną, urywaną, czasem niezrozumiałą, co dość adekwatnie oddaje jej doświadczenie życia z niepełnosprawnością. To trochę usprawiedliwia fragmenty, które budzą u mnie mieszane uczucia (mam na myśli zestawienie języka naukowego, przytaczania tytułów książek i prac naukowych ze wspomnieniami z dzieciństwa, pisanymi w czasie teraźniejszym. Gryzie mi się to dość potwornie i wprowadza jakiś stylistyczny chaos). I to właściwie jedyna uwaga, którą mam do tej publikacji… Za to: tytuł jest tajemniczy, butny i zupełnie nie zwiastuje tematu książki. Żółta okładka autorstwa Roberta Olesia i niestandardowy format publikacji również od razu przykuwają uwagę. Styl i język nie są co prawda porywające, ale na tle tematu całkiem się bronią.
Nie przywitam się z Państwem… jest próbą przywrócenia rozmów o niepełnosprawności na tory normalności, przełamaniem narastającej wokół tego tematu ciszy. Choć kiedy Reimann przytakuje Stelli Young mówiącej o zjawisku inspiration porn („Chcę żyć w świecie, gdzie oczekiwania od osób z niepełnosprawnością nie są tak niskie, by gratulować im, że wstali z łóżka”), czuję, że to raczej cisza przed burzą.