Moja dobra koleżanka Ada (jeśli nie śledzicie jeszcze jej bloga Rzeczovnik, proszę to nadrobić, bo pisze świetnie!) poruszyła na swoim profilu kwestię pokoików „instadzieci”:
(…) zastanawiam się czasem, czy to nie są bardziej pokoje matek w celach sesji zdjęciowych. Albo po prostu sprzątają do tych zdjęć, inaczej chyba w te pokoje nie uwierzę (…)
prezentując przy tym kącik swojej córki – wygospodarowane miejsce pomiędzy salonem a schodami, które niczym nie przypomina odpicowanych, designerskich pokoików dziecięcych, które widujemy na Instagramie.
Przypomniało mi to przy okazji mało sympatyczną sytuację sprzed kilku lat, która spotkała Monikę z bloga Tekstualna, kiedy ta, pokazała w mediach społecznościowych pokój swojego dziecka – nie do końca urządzony (dziewczyny dopiero co się przeprowadziły), z materacem na ziemi zamiast łóżka. I właśnie o ten materac poszło. W sensie o niepochlebne komentarze od innych matek, że czemu nie łoże z baldachimem. Że tak na podłodze. Że jak to. A tak to.
(…) Smutny pokój? Bo za mało dizajnerski. Za mało skandynawski? Za mało minimalistyczny? Jaki? Polski? Zwykły?
I tym samym chciałabym poruszyć dwie kwestie.
1. Przestańmy udawać na Instagramie, że pokoje naszych dzieci wyglądają, jak z katalogu Bloomingville (droga, skandynawska marka). Że kurz na nich nie siada, brud ich nie dosięga, że zabawki przez cały dzień dzielnie warują w koszach.
Nie znam – powtarzam, nie znam ani jednego małego dziecka, które nie robi bałaganu, nie rozrzuca wokół siebie zabawek, nie maluje mazakami po meblach, oknie, firankach (tu wstaw dowolny element wyposażenia domowego) i nie wciera w podłogę resztek jedzenia.
Ja rozumiem, że my mamy, i Wy ojcowie – chcecie, żeby Wasze pociechy miały królestwa, jak z bajek, że takie, o jakich w dzieciństwie mogliśmy tylko pomarzyć.
I ja nie mam nic przeciwko tym wszystkim pięknym, bogato wyposażonym pokojom. Sama, urządzając pokój córki, wydałam miliony monet na piękną tapetę czy regał z książkami.
Chodzi mi tylko o to, by nie pokazywać zawsze tych wysprzątanych na błysk pomieszczeń, gdzie to pościel jest zawsze wyprasowana (a takiego wała!), zabawki stoją w równych rzędach, a podłoga przenigdy nie woła o kubeł zimnej wody. Pokażmy, jak te piękne, minimalistyczne albo nad wyraz strojne pokoje wyglądają na co dzień, w realnym (u)życiu. Napiszmy czasem, że ten obłędnie drogi fotel rattanowy ni chu chu nie sprawdził się przy 2-letnim nadpobudliwym synie. Albo że te wszystkie lampki i świecidełka pięknie wyglądają na zdjęciach, ale w rzeczywistości, nikomu nie chce się ich zapalać.
2. Dajmy od czasu do czasu zadecydować naszym dzieciom w kwestii wystroju własnego pokoju. Ja wiem, że w przypadku roczniaka, nie ma to jeszcze najmniejszego sensu, ale przy starszych dzieciach – czemu nie? Licząc się oczywiście z tym, że córka czy syn postanowią oblepić 20 metrów kwadratowych postaciami z bajki Świnka Peppa oraz Masza i Niedźwiedź, tak bardzo nie przystających do naszych boho-skandynawskich mieszkań.
Niech w tych pokojach zagości dziecięca (ułańska) fantazja, a nie tylko wizja „mamy, która bawi się w projektantkę”.
Zachęcam Was do podzielenia się pod tym postem na Facebooku zdjęciami, jak naprawdę wyglądają pokoje Waszych dzieci – bez wcześniejszego sprzątania, układania, przekładania oraz do dodawania fotek na Instagram (pamiętajcie o oznaczeniu mnie @chujowapanidomupl lub dodaniu hasztagu #chpd lub #chujowapanidomu, żebym mogła znaleźć Wasze zdjęcia).