KSIĄŻKI [LIPIEC 2019]

To jest wpis z cyklu: przeczytacie go w 6 minut i zapomnicie, a powstawał dobry miesiąc. Oczywiście samo pisanie, to pestka – szczególnie jeśli jest się osobą taką jak ja, która poza pisaniem niewiele potrafi. Dorzućcie jednak do tego samo czytanie, a potem ten proces – przed sięgnięciem po klawiaturę – co ja właściwie chcę Czytelnikom powiedzieć…

Koniec nostalgii, rozgośćcie się tak, żeby było Wam wygodnie i zerknijcie na listę książek, które przeczytałam w ostatnim miesiącu.


Sarah Kinght, Rób swoje. Jak być sobą, nie ulegać wpływom innych i osiągnąć to, czego się chce.

Ta książka jest tak słaba, że aż mi przykro na myśl o tych wszystkich drzewach, które wycięto, żeby mogła powstać. Autorka wychodzi tu z pozycji: jestem taka szalona, rzucę sobie od czasu do czasu jakimś przekleństwem, żebyś zobaczył drogi czytelniku, jaka ze mnie odważna i niezależna babka. Może to wina polskiego tłumaczenia, nie wiem, ale lektura, zamiast ciekawić, nuży. I choć wydawca przekonuje, że jest to przewodnik, który nie powie Ci kim jesteś i jak masz żyć, na moje oko, nie znajdziecie tu nic, co sprawiłoby, że wasze życie będzie lepsze, niż dotychczas. No niestety, na ładną okładkę, to ty mnie Sarah Kinght nie weźmiesz.

Pema Chödrön, Rusz z miejsca. Uwolnij się od lęków i nawyków. Uczyń swoje życie lepszym.

Ziewałam, kiedy to czytałam.

Nie wiem, jaki diabeł podkusił mnie (pewnie minimalistyczna okładka, albo odważne interlinie pomiędzy wierszami), żeby sięgnąć po tę pozycję w księgarni. Jedno jest pewne – lekturę dzieła tej buddyjskiej mniszki uważam za stratę czasu. Wydawca obiecuje, że książka zmieni nasze postrzeganie życia, nauczy czerpać siłę z przeciwności losu, pokaże w jaki sposób zanurzyć się w rzeczywistości tu i teraz – i chyba po cichu liczyłam na jakieś duchowe oświecenie, nirwanę, rozjaśnienie umysłu. A jedyne, co dostałam, to mieszankę lichych przemyśleń (książkę rekomenduje Oprah Winfrey, właśnie dziwnie się poczułam, nazywając tę lekturę lichą), które nużą i które wyczytacie w co drugiej książce o podobnej tematyce. Nie polecam.

Frederic Saldmann, Twoje zdrowie w twoich rękach

Napisany w bardzo przystępny sposób poradnik, który zaleca: przestań narzekać, weź się za siebie. Saldmann jest lekarzem mieszkającym we Francji, może poszczycić się również znajomością z wieloma sławami tamtejszego showbusinessu – ponoć chętnie leczy się u niego sama Sophie Marceau. Oprócz kurowania sław, pisuje też książki. Zdążyłam przeczytać dwie z jego trzech przetłumaczonych na język polski pozycji (Twoje zdrowie w twoich rękach oraz Recepta na dobre zdrowie). Obie są zbiorami porad dotyczących dbałości o zdrowie fizyczne i psychiczne. Autor podejmuje próbę holistycznego spojrzenia na kondycję człowieka, podkreślając wagę racjonalnego odżywiania, ruchu, a także harmonii wewnętrznej. W sumie nie ma tu niczego, o czym powszechnie byśmy nie wiedzieli, ale w obu książkach zdarzają się ciekawe smaczki, jak np. ten, że na dobrą sprawę, podczas korzystania z toalety ręce powinniśmy myć dwa razy – przed tym, zanim usiądziemy na wc i zaraz po. To właśnie przed załatwieniem swoich potrzeb fizjologicznych – dotykając newralgicznych części ciała, jesteśmy najbardziej narażeni na przeniesienie jakichś bakterii.

Podsumowując: Panie Saldmann, jest dobrze, ale bez szału.

Greg McKeown, Esencjalista. Mniej, ale lepiej

No, w końcu mogę podzielić z Wami czymś mocniejszym. Esencjalizm to odpowiedź na zagubienie, brak sensowności i trudności z podejmowaniem odpowiedniej decyzji. To też skupianie się wyłącznie na tym, co istotne. McKeown na dzień dobry, niczym śmierdzącą szmatą, rzuca czytelnikowi prosto w twarz: Jeśli sam nie ustalisz priorytetów w swoim życiu, ktoś inny zrobi to za Ciebie”, uczy, żeby z odwagą mówić: „to nie dla mnie”, proponuje, by podczas podejmowania decyzji kierować się tylko i wyłącznie stwierdzeniami: HELL YEAH albo NO – czyli jeśli w pierwszym odruchu nie masz ochoty zakrzyknąć: oh tak, zgadzam się – po prostu odmów; skłania do zrobienia pauzy i zastanowienia się nad swoim życiem: „gdybyś w tym momencie mógł robić tylko jedną rzecz, co by to było?”, „Co w życiu zawodowym chcesz osiągnąć w ciągu najbliższych 5 lat?”.

Sama w codziennym życiu staram się wdrażać postulaty esencjalizmu – nie łapię już dziesięciu srok za ogon, nie próbuję jednocześnie odpisywać na maile, pisać tekstów, oglądać serialu i gotować zupy. Dzielę tydzień na poszczególne zadania: w poniedziałki zrobię to, a we wtorki tamto. I okazuje się, że nikt nie umiera, kiedy przez 5 godzin nie odpisuję na maila. Nic się nie dzieje, kiedy robię tylko jedną rzecz jednocześnie. „Esencjalista” może okazać się fajnym drogowskazem, w świecie, w którym możliwość wyboru przytłacza, w którym brakuje poczucia celu i w którym presja z koroną na głowie i papierosem w dłoni, usiłuje przejąć panowanie nad światem. Fajna, dobra, pożyteczna lektura. Polecam!

Hans Rosling, Factfulness. Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy, czyli jak stereotypy zastąpić realną wiedzą.

To książka, w której autor pisze o tym, że w niektórych sprawach jesteśmy głupsi od małp – daje na to nawet naukowe dowody! Factfulness udowadnia, że świat postrzegamy jako dużo bardziej zły i niebezpieczny, niż jest w rzeczywistości. Tkwimy w przestarzałych teoriach, pochopnie analizujemy dane, dajemy się zrobić w konia własnym mózgom, pozwalając na działanie instynktowne. A prawda jest taka, że na świecie jest pod wieloma względami o niebo lepiej, niż w mitycznym kiedyś. Hans Rosling wraz ze swoim synem i synową proponują nową perspektywę spojrzenia na rzeczywistość, w której otwiera się oczy na fakty, nie na opinie, w której przymyka się uszy na pragnące hałasu i dramatów media, a także zmienia się sposób myślenia, kierując swoją energię na konstruktywne działania. Książka jest arcyciekawa, ale że zawiera w sobie spory pierwiastek popularnonaukowy, może nie być najwygodniejszą lekturą do soku i leżaka na plaży.

Mariusz Szczygieł, Nie ma

I na koniec, żeby nie pozostawiać Was w ogniu mojej rozbuchanej krytyki literackiej – zanim pomyślicie, matko, tej dziewczynie nic się nie podoba – musicie wiedzieć, że jestem wymagającym czytelnikiem, ale spokojnie, przywykniecie. Na koniec zatem prawdziwa perełka, którą absolutnie musicie, ale tak naprawdę MUSICIE przeczytać.

Mariusz Szczygieł to właściciel jednego z najlepszych piór w Polsce, co do tego, raczej nie ma wątpliwości. Ma swój charakterystyczny styl, swoją własną strukturę tekstów, a także swoje zdanie. Jeśli mogłabym rzucić teraz jedno urodzinowe życzenie, to pisnęłabym – pomiędzy dmuchaniem świeczek a robieniem dobrej miny do obiektywu aparatu – że marzy mi się tak nieoczywiste składanie zdań, jak robi to Szczygieł. No bo patrzcie na to: „(…) Z Pawłem Buksą zapoznał Violę martwy kot”, „(…) Na płycie Luci zobaczyłam też swoją datę urodzenia”, „(…) dobrowolnie odszedł z życia”. Mówienie wprost jest takie banalne! Co oprócz talentu w konstruowaniu nieoczywistych zdań urzeka mnie w tym autorze? Swoboda, z jaką rozmawia ze swoimi bohaterami, pomysł na splot wątków w taki sposób, że jako czytelnik piejesz z zachwytu – myślisz, że tekst jest o jednym, po czym przychodzi Szczygieł z puentą i mówi, że jednak o drugim. Ach, i ta nonszalancja we wtrącaniu zwrotów bezpośrednio do czytelników, albo wręcz pisanie didaskaliów dla samego siebie („Mnie jako czytelnika nawet to irytuje: kim, cholera jasna, on jest. Pomyślałem jednak, że zbyt wcześnie, na wprowadzanie jasności”) – w takie rzeczy umieją tylko naprawdę wybitni pisarze.

Ale powróćmy do samej książki. „Nie ma” to zbiór reportaży o tym, czego w naszym życiu nie ma, czego brakło, z jakim deficytem przyszło nam się zmierzyć. To rozmowy z przeróżnymi gośćmi: od wybitnej czeskiej poetki, przez kobietę, która spisała swoje życie w arkuszu kalkulacyjnym, po ojca samego autora. Jest tu przewspaniały wątek willi Müllerów, ale też opowieść o kompocie i końcu świata. Jest też tekst – ostatni w książce „Rzeczy dzieją się”, o tym, jak ludzie chcą żyć pięknie, ale świat ma dla nich inny plan (ten tekst rozszarpał mi serce).

NIE MA opcji, że moglibyście tej książki nie znać. Do księgarni, marsz!


Dajcie też znać, co Wam wpadło do rąk w ostatnich miesiącach. I napiszcie, jeśli uda Wam się przeczytać jakąś książkę z mojego polecenia.