F32

Duże, szaroniebieskie tęczówki i nic. Zupełna pustka. Potrząsamy nią, w końcu aż szarpiemy za ręce. I nic, zupełnie nic. To drugi dzień, kiedy nie chce wyjść z łóżka. Krzyki, szantaże, prośby. Wszystko kończy się fiaskiem. Kilka godzin nieustających prób (również siłowych) doprowadza do krótkiej rozmowy. Na kanapie w salonie. Wyszła z łóżka. Ulga.

Od momentu, kiedy usłyszałam, że jest chora aż do czasu, gdy zrozumiałam, że sformułowania będzie dobrze i weź się w garść są nie ma miejscu, minęło sporo czasu.

Zdecydowanie za dużo. Potem dowiedziałam się jak działa efevelon, parogen i sulpiryd. Między atakami paniki i pobytami w szpitalu z powodu przedawkowania benzodiazepin, skończyłyśmy studia, chodziłyśmy na imprezy, wyjeżdżałyśmy na wakacje. Jednego dnia obniżony nastrój był wiodącym tematem, innego wchodził w strefę tabu. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy musiałam powtarzać jak wiele dla mnie znaczy i ile razy brak takich zapewnień z drugiej strony był bolesnym policzkiem. Przyznaję, wyżywałam się emocjonalnie, gdy dwa z trzech dni spędzonych na letnim festiwalu postanowiła przespać w namiocie. Zdarzało mi się nie reagować, gdy brała trzecią tabletkę na zatrzymanie lęków. Tak dobrze się nam potem rozmawiało, a przecież nie byłam w stanie pomóc lepiej niż farmakologia, starałam się więc nie myśleć o szkodliwych konsekwencjach dla jej neuroprzekaźników. Brak siły, a przede wszystkim ochoty na rozmawianie o moich problemach powodował jednak narastającą frustrację. Absolutnie nikt nie był tutaj winny.

Nikt nie wybiera sobie choroby. Nikogo też się nie przygotuje na życie z osobą chorą.

Perspektywa czasu pokazuje jak wielu błędów i przykrych sytuacji można było uniknąć. W relacji z osobą chorą na depresję najtrudniejsze jest rozróżnienie czy ranienie przyjaciela spowodowane jest przez chorobę, czy ktoś po prostu ma taką osobowość. Granice się zacierają. Takie sytuacje rodzą wątpliwości: czy na pewno jesteśmy sobie potrzebne/potrzebni? Czy jesteśmy w stanie razem funkcjonować? Czy nie wyrządzamy sobie krzywdy? Czy relacja ma sens, skoro wsparcie i pomoc nie przynoszą upragnionego polepszenia nastroju?

Gdzie kończy się przyjaźń, choroba, empatia?

Ciężko jest pokonać naturę i troszczyć się o kogoś, kto w żadnym calu nie okazuje wdzięczności. Nawet, gdy wiemy, że depresja upośledza obiektywne postrzeganie rzeczywistości i miażdży nadzieję na lepsze jutro.

Na lekcjach biologii w liceum uczyliśmy się o wielu chorobach. Pamiętam całkiem dokładnie skąd biorą się problemy z prostatą, ale o zaburzeniach psychicznych nie mówiło się praktycznie wcale.

Depresja? Choroba artystów zbyt wrażliwych na życie w niewykreowanej rzeczywistości albo osób po ciężkich traumach. Kinematografia często banalizuje problem ukazując go w zbyt jaskrawych barwach lub za pomocą żenujących metafor i przykrych uproszczeń (lody z popcornem mogą być lekarstwem na smutek, nie na depresję, która jest chorobą). Zespół zaburzeń psychicznych dotykających nastroju nie leży też w kręgu zainteresowań Ministerstwa Zdrowia, które nie kwapi się do wydawania pieniędzy na tak potrzebne kampanie społeczne, które uwrażliwiłyby otoczenie na problem.

Światowa Organizacja Zdrowia już w 2016 roku proponowała porozmawiać o depresji. Górnolotne hasło miało jednak niewiele wspólnego z rzeczywistością. Zaburzenia nastroju są nadal niewidoczne w przestrzeni publicznej. Każdy z nas ma kogoś, bliżej czy dalej, z diagnozą F 32.

Czasami bagatelizacja problemu wynika z myślenia o melancholii pokoleniowej.

Biedni millenialsi, który codziennie boją się o etat w korpo, muszą nadążać za wyidealizowanym przez social media wzorem stylu życiu, a przed problemami uciekają do Netflixa i powtórek Przyjaciół. Moda na sad girl z Tumblr ma się nadal całkiem dobrze. Infantylne diagnozy społeczne spychają problem prawdziwej choroby na dalszy plan.

Emocje są przecież jedną z tych kategorii, których ludzkości nie udało się nadal ani okiełznać ani zrozumieć.


Tekst: Anna Maria Łozińska

Zdjęcie: Daniel Wencel